Kocham go. Jest moim życiem, moim natchnieniem, moją inspiracją. Wspiera mnie w najtrudniejszych chwilach. Jest dla mnie jak dobry przyjaciel, chociaż oboje wiemy, że jest między nami coś więcej.
Zna mnie jak swoją własną kieszeń. Wie, jak mnie podejść, jak sprawić, że się rumienię, jak wzniecić u mnie pożądanie. Chcę wtedy więcej i więcej... To on zachęca mnie do wykonania kolejnego kroku, ruchu. Czasami mam wrażenie, że bez niego nie byłabym w stanie oddychać. To szalone, to brzmi absurdalnie, ale nigdy, przenigdy, nie byłam tak zakochana. Przecież tyle nas różni. Nigdy nie sięgnęłabym po używki, nie pomyślałabym o zrobieniu sobie tatuażu, gardzę tym. Dlaczego, więc nie gardzę nim? Często go nie ma, wyjeżdża, podróżuje, gra koncerty. Wtedy czuje dziwną pustkę, stratę. Tak jakby ktoś pozbawiał mnie uczuć, kawałek po kawałku. Czuje wtedy obojętność to wszystkiego i wszystkich, jestem chodzącym robotem. Mimo to w środku rozdziera mnie palące uczucie smutku i tęsknoty. Nie planujemy ślubu, nie planujemy zaręczyn, ale i tak wiem, że już na zawsze pozostaniemy razem. Nic nas nie rozdzieli. Cóż mogłoby zepsuć tak wielką i szczerą miłość? Stara się spędzać ze mną jak najwięcej czasu, żeby nic ważnego nam nie umknęło. Twierdzi, że życie jest krótkie i kruche, a ja mu przyznaję rację. Zawsze się z nim zgadzam, nie potrafię mu odmówić. Ufam mu bezgranicznie. Nie dopuszczam do siebie myśli, że może mnie zdradzać, kłamać. Nie zrobiłby tego. Dużo osób jest przeciwko naszemu związku. Na przykład moi rodzice. Mówią: "Źle mu z oczu patrzy, zobaczysz, że jeszcze tego pożałujesz! Nie daj Boże, wciągnie ciebie w złe towarzystwo i dopiero wtedy przejrzysz na oczy, jak będzie już za późno." Nie widzą tego co ja. On jest kochany, uczciwy. Nie jest żadnym przestępcą. Dlaczego oni oceniają wszystkich tak powierzchownie? Nie chcą go nawet lepiej poznać. Są strasznie płytcy, a podobno się tylko o mnie martwią. Twierdzą, że straciłam dla niego głowę, i dobrze. Dobrze, że to widać. Niech wiedzą, że żadna gadanina nie zmieni mojej decyzji. Tylko ja i on. Nikt więcej. W tym roku kończę naukę w liceum, on mi pomaga. Już jest po, nie dostał się na studia, ale pracuje. Dostał pracę, która pozwala mu robić to co najbardziej kocha. Zazdroszczę mu, ale sama nie wiem czego tak na prawdę chcę. Pewnie pójdę na jakąś nudną uczelnię i zostanę prawnikiem, jak zakładałam od samego początku. Nie mam żadnego talentu, hobby, więc co innego mi pozostaje? Kocham go. Mam ochotę wykrzyczeć to całemu światu. Nic innego się nie liczy, tylko ja i on. To chore, ale prawdziwe. Jesteśmy wariatami, ale to kochamy!
Tylko ja i on. Miłość bezgraniczna, szczera, najprawdziwsza. Kocham go. To prawda, ale nie odważę się tego powiedzieć na głos. Mój ukochany, Nathanielu.
---
Wracam do blogowego życia :) Miałam już kilka blogów, ale swoją działalność zakończyłam już na pierwszych rozdziałach, więc trochę wstyd mi się do tego przyznać. Teraz postaram się, żeby było inaczej. Nie, ja wiem, że tak będzie :) Prolog może wydawać się trochę przesłodzony i krótki, ale osoby, które mnie znają, wiedzą, że lubię komplikować moim bohaterom życie. Nie będą mieli aż tak łatwo, a kolejne rozdziały będą o wiele dłuższe :) Postaram się je dodawać co tydzień/dwa, może trochę szybciej, może trochę później, to wszystko zależy od mojej weny. W 'Pytajce' możecie zadawać pytania bohaterom oraz mnie. Chętnie odpowiem na wszystkie, ale uwaga! Mogą pojawić się spoilery. Spam, wiadomo spam. Zamiast zaśmiecać komentarze, zapraszam tam. Oprócz tego zapraszam do komentowania, bo dla was to kilka chwil, a dla mnie napisanie jednego rozdziału, może zająć kilka dni. To tyle. Mam nadzieję, że wam się spodoba :)